„Obyś żył w ciekawych czasach” – to przysłowie chińskie mogłoby być przekleństwem wielu kompozytorów, którym przyszło żyć i tworzyć w arcyciekawych epokach historycznych. Ale właściwie, jakie kłopoty mogą nastręczać tzw. ciekawe czasy? No cóż, z perspektywy publiczności, jeśli na przykład w jednym czasie i miejscu pojawi się kilku muzycznych geniuszy, można tylko przyklasnąć. Jeśli jednak spojrzeć na sprawę z perspektywy młodych, zaczynających karierę twórców, to owi geniusze mogą stanowić nie lada problem. Jak wydobyć się z cienia? Jak uciec od porównań? W jaki sposób znaleźć swoją, niezależną drogę?
Przywołajmy postać Beethovena. Otóż jego dokonania wywarły na romantyków wpływ tak przemożny, że wszelką nową twórczość siłą rzeczy odnoszono do Beethovena. Kiedy na przykład Mendelssohn skomponował II Symfonię (Lobgesang, z chórem w ostatniej części), nie mógł uciec od porównań z IX Symfonią. Schubert w swoich symfoniach długo nie mógł wyjść z cienia Mozarta i Haydna. Brahms otwarcie głosił swoje uwielbienie dla Beethovena i nie krył, że jest on dla niego punktem wyjścia (pewien gospodarz podał kiedyś Brahmsowi wino, mówiąc: „Oto Brahms wśród win z mojej piwniczki”. „Poproszę zatem o Beethovena” – miał odpowiedzieć Brahms).
Kompozytorów romantycznych możemy podzielić na tych, którzy zmagali się z cieniem Beethovena, i na tych, którzy zmagali się ze zmagającymi się z tym cieniem. W praktyce oznaczało to, że na początku XIX wieku wszystkich porównywano do Beethovena, np. Brahmsa i Mendelssohna. Potem zaś, kiedy w sprawie muzyki twórcy „Ody do radości” rozgorzał spór – niczym w erze wojen plemiennych – ukonstytuowały się dwa stronnictwa: brahmsistów i wagnerystów. Nie pora tu i miejsce, aby dokładnie referować argumenty obu stron, lecz warto zauważyć, że w takiej atmosferze próbowało tworzyć wielu nowych artystów „zmagających się ze zmagającymi się”. Jednym z tych, którym przyszło żyć w estetycznym klinczu i atmosferze przymusu opowiedzenia się, był austriacki kompozytor Anton Bruckner (1824-1896). Jednakże ów twórca, któremu propaganda nazistowska swoim przywłaszczeniem wyrządziła przynajmniej tyle samo krzywdy, co sztuce Wagnera, w swoich symfoniach zachował więcej niezależności, niż to się na ogół uznaje. W literaturze dominuje pogląd, że oto Bruckner łatwo ulegał wpływom, nie był pewien swojej wartości i że owe cechy przeszkodziły mu w wypracowaniu własnego stylu. Otóż bliższa analiza jego muzyki prowadzi do nieco innych wniosków. Owszem, był wyznawcą Wagnera – czy jednak zgadzał się z nim we wszystkim? Wagner wieszczył koniec symfonii.
A symfonika jest fundamentem twórczości Brucknera – ogółem powstało 11 symfonii, w tym dziewiąta, niedokończona. Jeśli gdzieś pojawiają się nawiązania do twórczości autora „Pierścienia”, to dzieje się to w muzycznej tkance, na przykład trzeszczący w szwach system klasycznej harmonii dur-moll oraz pełne patosu monumentalne rozmiary części. O pewnej niezależności natomiast świadczy fakt, że symfonika Brucknera pozostała wolna od wszelkich pozamuzycznych kontekstów programowych, które były regułą w „obozie Wagnera” (np. poematy symfoniczne Liszta).
Choroba, niestety, przeszkodziła w dokończeniu IX Symfonii, dlatego przez szereg lat miast czwartej części wykonywano „Te Deum” (Bruckner dopuścił taką możliwość). Dziś dzieło, któremu kompozytor nadał podtytuł „Dem Lieben Gott” (Umiłowanemu Bogu), zazwyczaj wykonuje się w postaci trzyczęściowej.
Emil Młynarski, dyrygent, kompozytor i wirtuoz skrzypiec, to jedna z najważniejszych postaci polskiego życia muzycznego przełomu XIX i XX wieku (1870-1935). To między innymi dzięki niemu odrodziła się Filharmonia Warszawska w latach 1901-1905. Jego artystyczną drogę oświetlają wielkie figury: Leopolda Auera, nauczyciela skrzypiec, i Nikołaja Rimskiego-Korsakowa, nauczyciela instrumentacji. Twórczość Emila Młynarskiego nie jest wolna od wpływu wielkich postaci muzyki XIX-wiecznej. Trudno było wówczas uciec od estetyki Piotra Czajkowskiego czy Ryszarda Straussa. Jeśli szukać kompozycji, w której udało się zbudować Młynarskiemu najbardziej indywidualną wypowiedź, to jest to ostatnie, wielkie dzieło: II Koncert skrzypcowy (1916). W czasie premiery przyjęty został z mieszanymi uczuciami. Jednak krytyka zauważyła wówczas, że „oczywiste sympatie ku muzyce Czajkowskiego czy Straussa słyszalne w koncercie podlegają wszelako artystycznemu przetworzeniu”. Wedle muzykologa Marcina Gmysa bardziej niż ze Straussem i Czajkowskim ów koncert skrzypcowy może nasuwać skojarzenia z Brahmsowskim odpowiednikiem także w tonacji D-dur oraz z muzyką Elgara. Wykonawca utworu Jakub Jakowicz to artysta występujący w Europie od 11. roku życia, kiedy zadebiutował wykonaniem Koncertu D-dur Piotra Czajkowskiego. Dziś jest uznanym artystą, zwycięzcą wielu konkursów, kameralistą i solistą. Po ukończeniu Akademii Muzycznej w Warszawie (i uzyskaniu stopnia doktora) prowadzi klasę skrzypiec tamże.
W XX wieku praktyka zmagania się ze „zmagającymi się z cieniami kompozytorów przeszłości” ustąpiła miejsca beztroskiemu korzystaniu przez wszystkich ze wszystkiego. Zresztą dyskusję na temat muzycznych zapożyczeń czy wpływów rozstrzygnął jeden z największych rewolucjonistów XX wieku Igor Strawiński: „dobry kompozytor pożycza, bardzo dobry – po prostu kradnie”.
------------------------------
dr Mikołaj Rykowski
Muzykolog i dyplomowany klarnecista, związany z Katedrą Teorii Muzyki na Akademii Muzycznej im. I. J. Paderewskiego w Poznaniu. Autor książki i licznych artykułów poświęconych fenomenowi Harmoniemusik – XVIII-wiecznej praktyce zespołów instrumentów dętych. Współautor scenariuszy "Speaking concerts" i autor słownych wprowadzeń do koncertów filharmonicznych w Szczecinie, Poznaniu, Bydgoszczy i Łodzi.
Wystawa dostępna w czasie wydarzenia:
VI Międzynarodowe Biennale Plakatu Społeczno-Politycznego“Dwanaście uniwersalnych wartości:
nadzieja, tolerancja, szacunek, wolność, przełamywanie barier, spotkanie, odpowiedzialność, sprawiedliwość, porozumienie, solidarność, dialog, równość, które określiły nasze działania, jako drogowskazy wpisuję się w idee Biennale i stanowią linię przewodnią i motywację dla naszych dalszych działań”. Za słowami
Leszka Szustera – dyrektora Międzynarodowego Domu Spotkań Młodzieży i
Pawła Warchoła – kuratora wystawy, podpisało się kilkuset artystów z 27 krajów, tworząc
594 plakatów. Dzieła te stanowią graficzny odzew na współczesną rzeczywistość.